#4 Warszawski Festiwal Polskiego Wina 2025 – rekordowa frekwencja, nowe trendy i plany na przyszłość
Kilka dni temu, 2 sierpnia 2025 roku odbył się kolejny
Warszawski Festiwal Polskiego Wina. Z jego pomysłodawcą i organizatorem, Pawłem
Dębałą, rozmawiam o kulisach 4. edycji, trendach w polskich winach i
festiwalach oraz planach na przyszłość.
Joanna: Kilka dni temu odbyła się czwarta edycja Warszawskiego Festiwalu Polskiego Wina. Jak byś ją podsumował?
Paweł: Myślę, że podsumuję to liczbami. Pierwsza liczba to jest ponad 400 osób, które kupiło bilety, przyszło na festiwal i chciało polskie wino próbować. Podsumowuję to też informacją, że dużo osób, po tym jak bilety się wyprzedały, jeszcze pisało do mnie z prośbą o możliwość ich zakupu. Ale z moją alergią na tłumy nie chciałem tworzyć dodatkowego ścisku.
Podsumowałbym to też liczbą ponad 20 stoisk. Nie tylko samych winiarzy, bo była też cydrownia, stoisko WinEdukacji (Republika Wina) oraz wystawcy z napojami bezalkoholowymi, z czego jestem bardzo dumny — przyjechała czwórka producentów: dwóch z kombuchą i dwóch z eliksirami czy napojami infuzowanymi.
Jestem też dumny z koncertu, który odbył się o 16:00, czyli „Przedwieczór” — tak też nazywa się zespół. Wystąpili Basia Majewska i Radek Laskowski. Basię znam od czasów liceum czy gimnazjum, obserwowałem jej rozwój od pierwszych coverów na YouTube. Kiedy założyła zespół, pomyślałem, że fajnie byłoby, gdyby kiedyś zagrała na festiwalu. W pierwszych trzech edycjach się nie udało, ale w czwartej już tak. Z tego co widziałem, koncert cieszył się dużą frekwencją, co pozwoliło trochę rozładować tłum w oranżerii.
Podsumowując — excel świeci się na zielono, jestem bardzo zadowolony. Kolejna edycja na pewno się odbędzie.
Joanna: Warszawski Festiwal Polskiego Wina odbywa się w dwóch lokalizacjach – w Oranżerii Pałacu w Wilanowie i na Mysiej 3. Skąd ta rotacja lokalizacji?
Paweł: To wynika z jednej głównej przyczyny. Opowiem historię, którą już kiedyś przytaczałem. Kiedy podpisaliśmy umowę na Oranżerię po raz pierwszy, zapytałem pani Justyny, która wtedy pracowała w Wilanowie, czy możemy ustawić przenośne klimatyzatory, żeby zapewnić komfort termiczny. Odpowiedziała: „Nie można, bo dmuchałyby na ludzi przechodzących w parku”. Oranżeria nie jest ani klimatyzowana, ani ogrzewana. Gdyby edycja odbyła się w grudniu lub listopadzie, komfort termiczny byłby problemem, podobnie jak w marcu przy trzeciej edycji. Teraz, mając termin 8 listopada, najbardziej obawiałem się pogody — na nią nie mam wpływu. Dlatego szukałem miejsca „pod dachem”. Oranżeria jest pod dachem, ale jeszcze bardziej zamknięta, ogrzewana i klimatyzowana jest przestrzeń na Mysiej 3. To całoroczny obiekt, w którym można robić festiwale przez cały rok.
Joanna: Czyli trochę proza życia?
Paweł: Tak, ale Mysia 3 to też świetna przestrzeń w centrum Warszawy. Wiele osób docenia, że nie trzeba jechać do Wilanowa. Przed pierwszą edycją czytałem komentarze: „Czy ludzie przyjadą aż do Wilanowa? To strasznie daleko”. A przecież bliżej tam niż do Wrocławia, Poznania czy Krakowa, gdzie też odbywają się festiwale. Wilanów ma ogromny urok — jest piękny, przyciąga, można tam spędzić cały dzień, popływać łódką czy pójść do restauracji. Myślę, że na edycję letnią to świetne miejsce.
Joanna: Czyli w przyszłym roku też możemy się go tam spodziewać?
Paweł: Trudno powiedzieć. Podczas festiwalu rozmawiałem z panem Grzegorzem, dyrektorem sprzedaży z muzeum, i mówiliśmy o tym, że najpewniej kolejna edycja będzie dwudniowa. Czy w Wilanowie? To kwestia ustaleń z muzeum, które jest wymagającym partnerem. Ale będę robił wszystko, żeby tak było.
Joanna: À propos wymagających partnerów - jakie dla ciebie, jako organizatora festiwalu o tematyce win polskich, są największe wyzwania? Czy to logistyka, czy pozyskanie wystawców?
Paweł: Pozyskanie wystawców to już duży temat. Paradoksalnie, dosyć trudno jest zachęcić winiarzy, żeby przyjechali na festiwal. To też nie jest najtańszy festiwal w Polsce, więc próg wejścia jest dosyć wysoki. Natomiast wychodzę z założenia, że nie chcę robić rzeczy „po taniości”, żeby na jakości tracić. Na początku trudno jest przekonać winiarzy, ale myślę, że informacje typu „sprzedałem 140 butelek wina” pójdą w świat i będzie łatwiej.
To, że winiarze mają zapewniony lód, wodę, wentylatory na Wilanowie, obiady — co wbrew pozorom nie jest standardem, co mnie dziwi — oraz wyjątkowe miejsce (choć cholernie drogie), to wszystko kosztuje. Ale za to jakie potem są rolki, jakie zdjęcia! To jest zupełnie inny obrazek niż w przypadku anonimowej lokalizacji.
Drugim problemem jest oczywiście sprzedaż biletów. Ponownie — to nie jest najtańszy festiwal. W pierwszej puli bilet kosztuje 100 zł. Im bliżej imprezy, tym bilety sprzedają się lepiej. Z każdą edycją pierwszego dnia sprzedajemy więcej biletów, więc jestem spokojniejszy, ale zawsze dwa tygodnie przed mam taką jedną noc stresu: „Kurczę, mam jeszcze połowę biletów, co zrobię, jak nikt nie przyjdzie?”. Wtedy się zastanawiam: dopalić reklamy czy liczyć, że ostatni tydzień zrobi swoje. Zazwyczaj dopalam, bo obiecałem winiarzom frekwencję.
Trzecie wyzwanie to przyjmowanie branży. Rozdaję darmowe wejściówki, ale od drugiej czy trzeciej edycji nie robimy otwartej rejestracji, bo na pierwszą przyszło chyba 180 osób z branży i nie wszyscy spełniali oczekiwania. Teraz zapraszamy imiennie, żeby ilość rozlanego wina się zmniejszyła, a sens wzrósł.
Mimo to, nawet gdy zapraszam odpowiednie osoby, bywa, że ktoś jest na wakacjach, na innych targach… i branży przychodzi mniej, niż bym się spodziewał. To jest odwrotny trend do miłośników wina, których przybywa. Może to przez dystans, może przez to, że festiwali jest dużo, również w Warszawie, więc branża ma inne kanały kontaktu z polskimi winnicami i mniejszą potrzebę przyjazdu.
No — to są trzy największe wyzwania.
Joanna: Do wyzwań chyba jeszcze trzeba dodać wysiłek fizyczny? Widziałam, że w trakcie ostatniej edycji Warszawskiego Festiwalu Polskiego Wina zrobiłeś prawie 41 000 kroków!
Paweł: Tak — po festiwalu odpoczywam długo i namiętnie. W niedzielę praktycznie nie wstaję z łóżka, bo to ogromny wysiłek fizyczny. Na szczęście moja praca pozwala mi na taki odpoczynek. Grałem kiedyś w piłkę, ale nie mogę tego porównać nawet do meczu — festiwal jest dużo bardziej wyczerpujący i trudniej po nim dojść do siebie.
Joanna: To podsumujmy — z edycji na edycję jest coraz więcej miłośników polskich win chętnych do ich próbowania. Myślisz o wydłużeniu festiwalu do dwóch dni. Masz jeszcze jakieś plany rozbudowy swojego Festiwalu, które możesz zdradzić?
Paweł: Tak. Trendem są rzeczy bezalkoholowe — już udało się to częściowo wprowadzić dzięki strefie bezalkoholowej przed Oranżerią. Chcę to jeszcze rozbudować. W listopadzie raczej nie będzie dużych zmian, choć mogę zdradzić jedną — planuję wino festiwalowe. Wiem już, jakie to może być, ale muszę ustalić szczegóły z winiarzem. W przyszłości marzy mi się też koncert, myślę że łatwo się domyślić czyj, ale na razie nie zdradzam szczegółów — to dopiero wstępne rozmowy.
Joanna: A gdzie teraz można cię spotkać?
Paweł: Przede wszystkim w Winnicy Dwórzno — tam jestem prawie co weekend, oprowadzam enoturystów, prowadzę degustacje. Organizujemy też Święto Wina 6-7 września — największą imprezę w Dwórznie, na którą przyjeżdża 5–6 tysięcy osób w jeden weekend. Otwieramy wtedy archiwalne roczniki, robimy warsztaty, degustacje w przystępnych cenach (30–40 zł). Można przyjść, posłuchać muzyki, spróbować win. Są też atrakcje jak ogromna scena, zespół, klaun — dzieje się dużo.
Joanna: A jesteś nadal aktywny jako „Sok z winogron” w sieci?
Paweł: Tak. Ostatnio głównie podcastowo. I tutaj odsyłam do Spotify, bo tam też te odcinki się ukazują. I ostatnio, w ramach promocji festiwalu, przeprowadzam kilka rozmów, które są super ciekawe.
Joanna: Będziesz rozwijał ten kanał?
Paweł: Myślę, że tak. Myślę, że jest jeszcze mnóstwo osób, z którymi chciałbym porozmawiać przed mikrofonem. Jest to taka rzecz trochę do wewnątrz tej branży, bo nie oszukujmy się — godzinnej rozmowy z mistrzem polskich sommelierów nie będzie słuchało dziesiątki tysięcy osób. Natomiast dla osób, które z winem pracują, myślę, że jest to rzecz ciekawa.
Joanna: Chciałam teraz nawiązać do naszej poprzedniej rozmowy, wtedy pytałam cię o trendy w polskich winach. Mówiliśmy m.in. o winach musujących i ważnych odmianach: Solaris, Riesling i Regent. Czy teraz podtrzymujesz to, co wtedy powiedziałeś, albo uważasz, że któryś trend się bardziej wybił?
Paweł: Wina musujące nadal są trendy, szczególnie metoda tradycyjna. Od pet-natów widzę, że niektórzy producenci odchodzą, co jest zrozumiałe. Jeśli chodzi o metodę tradycyjną, to wiadomo, że jest bardziej nobliwa, a cena może wzrosnąć. I wcale się nie dziwię, że przy tej ograniczonej produkcji jednak winiarze chcą się tą ceną ratować. No i też efekty są dużo fajniejsze.
Jeśli chodzi o Solarisy, miałem taką tezę, że brakuje super słodkich Solarisów, w ogóle super słodkich win w Polsce. One się zaczynają powoli pojawiać częściej. Były teraz na festiwalu słodkie Solarisy i mam nadzieję, że ich będzie jeszcze więcej, bo to jest taki prosty sposób na wyróżnienie się, na zdobycie nagrody w konkursie Polskie Korki, czyli najważniejszej nagrody, a nie kolejny pięćdziesiąty Solaris, który ma 50 gramów cukru resztkowego i jest takim ulepkiem, do niczego się nie nadającym.
Jeśli chodzi o Regenta, to też dodałbym, że oczywiście, jeżeli jest źle potraktowany, pojawią się warzywne nuty, natomiast jest według mnie kilka rozwiązań. Pierwsze to jest zabeczkowanie albo wlanie do butelek i poczekanie 3-4-5 lat. Albo zrobienie wina różowego, czyli trzecia droga z Regenta, który daje dosyć szybko, bardzo świeże, fajne, truskawkowe, jogurtowo-truskawkowe, truskawkowo śmietanowe nuty. No i to jest bardzo przyjemne do picia.
A jeśli chodzi o trendy, to widzę bardzo dużą aktywność winnic w social mediach, co idzie w dwie bardzo skrajne strony: albo bardzo dobre, albo cóż, social media nie wyglądają tak, jak wyglądać powinny. Kolejny trend to festiwale, których się zrobiło mnóstwo, i myślę, że te fajne festiwale będą się rozwijać.
Joanna: A wino pomarańczowe?
Paweł: Wydaje mi się, że nastąpiła jakaś regulacja w obszarze win pomarańczowych. Oczywiście ilościowo będzie ich więcej, bo jest więcej nasadzeń, więcej winnic. Natomiast jeżeli widzę już na przykład takiego Hambera z Winnicy Płochockich, którego, nie wiem, powstało z 200 czy 300 butelek, i jest to wino tak kompletne, tak złożone, tak idealne… To już nie jest przypadkowa pomarańcza powstała na trendzie. To jest już rzecz, którą pan Marcin Płochocki sobie wymyślił, zrealizował, wypuścił i jest to rzecz doskonała. Więc wina pomarańczowe są, natomiast są już te mniej funky, mniej takie przypadkowo zrobione, ale są na nie dużo fajniejsze pomysły.
Joanna: Wcześniej mówiłeś, że sam często bywasz na festiwalach. Jakie masz wrażenia? Czy coś szczególnie przykuło twoją uwagę?
Paweł: Widziałem, że kieliszki się poprawiły, że w Sandomierzu te kieliszki były fajnej jakości. W Poznaniu na targach nadal są tragiczne, ale może nawet tam się to kiedyś zmieni. I tutaj nieskromnie powiem, że chyba mam na to jakiś wpływ. Bo winiarze oczywiście zobaczyli, że też ten kieliszek jest dosyć istotną częścią festiwalu. W Kazimierzu też widziałem, że organizatorzy — ukłony dla Marka Raka, który jest współorganizatorem tego wydarzenia — też te kieliszki były fajniejszej jakości niż w latach ubiegłych. Więc to się na pewno poprawia.
Joanna: Skoro wróciliśmy znów do tematu festiwali, myślę że dobrym zakończeniem naszej rozmowy będzie zapowiedź kolejnej edycji Warszawskiego Festiwalu Polskiego Wina.
Paweł: Zapraszam na kolejną, już piątą edycję Warszawskiego Festiwalu Polskiego Wina. Spotkamy się ponownie na Mysiej 3 w domu handlowym, na trzecim piętrze.
Jeśli miałbym wybrać jedną rzecz, którą — poza polskimi winami, poza wspaniałym kieliszkiem festiwalu i możliwością spróbowania chyba ze 100 win podczas tej edycji — miałbym zachęcić, to byłoby to wino festiwalowe, które już wiem, czym będzie, ale nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów.
Na pewno będzie to rzecz bardzo zaskakująca, z zaskakujących odmian. I myślę, że będzie to w zaskakującym wydaniu, w takiej szacie czy w takim anturażu, którego jeszcze w Polsce nie było, więc mam nadzieję, że jakaś nagroda z identyfikacji wizualnej też nam się przydarzy za to wino — o czym już teraz głośno mówię i zwracam uwagę jury, bo będzie to rzecz wydana co najmniej ciekawie.
Joanna: I ja też zapraszam i dziękuję za rozmowę.
A więcej informacji na temat kolejnej edycji festiwalu znajduje się na stronie wydarzenia na Facebooku.